Zanim zjem śniadanie...
29.01.2012
Poranek w USA po biegu biatlonowym dnia poprzedniego.
Spałam w "relaxing socks" :) - Nie wiem czy skarpety relaksujące miały, aż takie znaczenie, ale przespałam jednym ciągiem całą noc :) - to pierwsza taka. Dzisiaj też bieg biatlonowy, ale 2 okrążenia więcej i 2 strzelania więcej. Spoglądam za okno - na razie prawie nie wieje i nie pada śnieg. Na odprawie technicznej informacje o temperaturze zapowiadały -20st.. Moja broń przeznaczona jest do letniego biatlonu. W niskich temperaturach ma problemy z funkcjonowaniem... Dobrze, że startuję 14:23 :) Zabiorę też kominiarkę.
:) Dowiedziałam się wczoraj, że zawody tutaj komentuje 3 komentatorów. Jeden z nich, który podszedł do mnie wczoraj po ceremonii przedstawić się. Komentował m.in. Igrzyska Olimpijskie w Vancouver. Mówił mi, że komentował i Adama Małysza i Justynę Kowalczyk i mówi o nich jak ja biegnę, i stawia mnie obok nich (tak mówią "rdzenni" Ci którzy słyszeli i rozumieli :D. (To bardzo miłe.) Ja w trakcie biegu nie słyszę niczego. Pozostali 2 to jacyś byli sportowcy, którzy są w świecie amerykańskiego sportu też dosyć rozpoznawalni. Mój znajomy (jeszcze z Igrzysk w Salt Lake City), dziennikarz, mówił mi, że jest mile zaskoczony, że na zawody paraolimpijskie udało się USOC'owi (Komitet Olimpijski) zorganizować taką mocną oprawę. Ja muszę przyznać, że z organizacyjnego punktu widzenia Puchar tutaj jest świetny.
Burczy mi w brzuchu,
zmykam na śniadanie,
9:30 (w Polsce +7h) start grupy mężczyzn siedzących. Wczoraj asystowałam na strzelnicy i starałam się informować Kamila na okrążeniach jakie są wyniki poszczególnych strzelań jego rywali. Kamil wczoraj ukończył bieg na 8 pozycji. Szkoda tych 3 niecelnych strzałów i niepotrzebnych okrążeń karnych. Już to ode mnie słyszeliście: biegi biatlonowe wygrywa się strzelaniem. :)